1 Catherine The Brave: 2013

czwartek, 10 października 2013

Dzień 4 - Hairy Coo - Highlands

Przymus spotkania włochatej krowy stał się moją obsesją odkąd postanowiłam pojechać do Szkocji. Znajomy podesłał mi linka do firmy Hairy Coo - http://www.thehairycoo.com/. Wystarczyło, że spojrzałam na logo i postanowiłam, że koniecznie muszę się z nimi gdzieś wybrać! Poza tym ich strona jest naprawdę świetnie przygotowana - najważniejsze info, kolorowo, video, prosty i konkretny przekaz, no i polecane przez Tripadvisor.

Rezerwacja jest banalna, wystarczy to zrobić przez stronkę. Uwaga! Płacimy po wycieczce - Hairy Coo działa na zasadzie tipów - nie ma określonej ceny wycieczki. Przewodnik przez to stara się kilka razy bardziej, żeby te kilka godzin z nim było dla nas jak najbardziej wartościowych. Głupio potem nie dać porządnego tipa.

Pomarańczowy bus - to zwiastun zupełnie odjechanej firmy, innej od zwykłych touroperatorów - tego oczekiwałam i to właśnie się potwierdziło w sobotę, kiedy wybrałam się w nieco pochmurny dzień kolejny raz zobaczyć Highlands - wybrałam wycieczkę FREE Highlands Scottish Tour. Miejsce odjazdu znajduje się na Royal Mile. Ja akurat jechałam, kiedy przewodnikiem był Donald - człowiek z prawdziwą pasją, niesamowitą energią, a przede wszystkim wiedzą. Wyobraźcie sobie, że prowadził busa, równocześnie opowiadając o historii Szkocji, Highlands, sypiąc ciekawostkami z rękawa. Jak on to ogarnia równocześnie - nie wiem, natomiast jestem pełna podziwu. Trasa wycieczki może nie jest długa, natomiast jest sporo przystanków i możliwości zaczerpnięcia świeżego powietrza i robienia zdjęć.

Zaczęliśmy of Forth Bridge - cudu architektury. Tutaj przystanek na poranną kawkę.




W drodze tak pięknie:




STIRLING


Następnie zwiedzaliśmy National Wallace Monument i przejeżdżaliśmy koło zamku w Stirling - tutaj krótka przerwa. Zamek jest przepiękny, niestety nie zwiedziliśmy go - następnym razem nie omieszkam.






 Widok na Stirling:



LAKE OF MENTEITH


Mieliśmy okazję zatrzymać się na dłużej, aby zobaczyć Lake of Menteith - miejsce, które zapewne jest inspiracją dla niejednego poety.


A oto i Donald - spójrzcie na jego outfit - trudno nie polubić tego człowieka.


Zatrzymaliśmy się w Aberfoyle na dość długi lunch. Aberfoyle to typowa wioska, w której króluje rybołówstwo oraz piwo Żywiec. Znalazłam taki też ciekawy obrazek, typowy dla Szkocji i ogólnie Wielkiej Brytanii - sklepik ze świątecznymi pamiątkami.


Widoczek z trasy


LOCH KATRINE


Katrina oczywiście musiała zwiedzić Loch Katrine:) Czas był na krótką przechadzkę, krótką, gdyż w dosyć konkretnym deszczu, ale miejsce zapewne piękne jak jest pogoda. Zapewne.



Przystanek w Trossachs National Park


 Zatrzymaliśmy się w Trossachs National Park, gdzie główną atrakcją był Hamish - następna włochata krowa:)





 


Największymi gwiazdami całej wyprawy okazały się hairy coo's - szczególnie Fiona, która stworzona została chyba do tego, aby robić jej zdjęcia. Jako PR-owa wizytówka firmy służy z pełnym poświęceniem i widać, że bardzo lubią się z Donaldem:)

 Film dostępny tutaj

Przeurocze stworzenia. Od teraz zwykłe krowy są dla mnie nudne!


 Donald wozi ze sobą w busie takie oto zacne czapy. Nie byłabym sobą, gdybym jednej nie ubrała:)


DOUNE CASTLE



Na podsumowanie deszczowego, lecz pełnego atrakcji dnia - Doune Castle, czyli coś, na co czekałam najbardziej jako wierna fanka Monty Pythona. Niesamowite to było uczucie znaleźć się w miejscu, gdzie kręcili "Św. Graala". Podobno odbywają się tam wesela - nie obraziłabym się na swoje w takim miejscu:)
A oto i wspomniana słynna scena z Doune Castle:



Po drodze mieliśmy kilka przygód, natomiast Donald okazał się mega pokornym, doświadczonym i profesjonalnym przewodnikiem. Z czystym sercem polecam Hairy Coo i na pewno z chęcią wybiorę się na inną z ich wycieczek, kiedy tylko będę w Edynburgu.

Wygrzebałam na YT czyjeś wideo, bardzo ciekawy skrót z wycieczki w Highlands:


środa, 4 września 2013

Nieodkryta Szkocja - świetna strona

Jeśli chcecie dowiedzieć się naprawdę dużo o naszym ulubionym kraju, poeksplorować trochę w internecie za ciekawostkami, a przy okazji zobaczyć ciekawe miejsca na mapie, zobaczcie koniecznie tę stronę http://www.undiscoveredscotland.co.uk/index.html. Odkryłam ją dopiero wczoraj i uzależniłam się. Naprawdę kawał dobrze wykonanej roboty!

Dorzucam dzisiaj moje ulubione foto ostatnio.


Portobello Beach - przedostatni dzień w Szkocji

Zaiste kończy się mój pobyt w Edynburgu i Szkocji ogólnie. Nie wybaczyłabym sobie, gdybym nie dotarła na Portobello Beach. Początkowo miałam mało ambitny plan dotarcia tam za pomocą komunikacji miejskiej, natomiast po wycieczce (której również nie mogłam sobie odpuścić, bo czułabym, że nie zobaczyłam wystarczająco dużo) na Arthur's Seat i samotnej wędrówce po tamtejszych ścieżkach, postanowiłam zapytać jednego z przechodniów jak daleko do Portobello.

Oto parę widoków z Arthur's Seat, z którego widać cały Edynburg. Niesamowite miejsce, idealne na popołudniową albo weekendową przechadzkę dla świętego spokoju.

ARTHUR'S SEAT











DUDDINGSTON

Daleko nie było, parę kilometrów, poszłam więc dziarsko, przemierzając piękną wioskę przylegającą do Edynburga, Duddingston, z której to pochodzą całkiem niezłe foti bajkowych ogrodów.









Przemierzając Duddingston należy udać się wzdłuż głównej ulicy, trasą autobusową po prostu prosto, prosto i przed siebie. Nie ma żadnej filozofii, po prostu idziemy przed siebie, mijamy cudne domki, mały cmentarzyk i kaplicę, szkołę... w pewnym momencie należy się spytać jakiegoś przechodnia gdzie to jest to całe Portobello, na pewno ktoś nas skieruje w lewo/ w prawo - bo w pewnym momencie gdzieś należy skręcić, ale nie pamiętam już gdzie. Sam widok pięknej plaży wynagradza wszystko. Co najlepsze - na tej plaży zazwyczaj jest mało ludzi - nie jest to plaża typu Sopot czy Costa Brava, gdzie ludzie leżą plackiem i opalają co się tylko da. Na Portobello spotkacie przyjazne mewy, które potowarzyszą Wam w rozmyślaniach, pokrzyczą trochę nad głowami, ale głównie to będą się przechadzać, żeby Wam było przyjemnie na nie patrzeć. Spokój jest na Portobello.









 "Biała mewo, leć daleko stąd..."







 Chwila na obiadek w pubie przy seansie "Breakfast at Tiffany's"....





Stąd nie było już siły iść na nogach do miasta, trzeba było wracać autobusem, ale wracało się szczęśliwym - może nie jest to najpiękniejsza plaża w Europie, a nawet na całym świecie, ale jest to plaża, którą chciało się zobaczyć i zobaczyło. Ot, taki kolejny cel osiągnięty. Na Portobello Beach biegną podobno wszyscy kiedy tylko wyjdzie słońce. Jak niewiele trzeba do szczęścia! To przedostatni dzień mojej krótkiej, tygodniowej, ale jakże intensywnej wycieczki. Na pewno nie jest to ostatni raz kiedy tutaj jestem. Planów jest wiele, zobaczymy co życie przyniesie. Natomiast na pewno żałuję jednego - że nie przyjechałam tutaj kilka lat wcześniej, bo pewnie bym już została.